Jak zaczęła się moja przygoda z rehabilitacją dna miednicy?

Wiele osób zadaje mi pytanie dlaczego akurat zajęłam się tym tematem.
Jak to się stało, że z pracy z dziećmi, szczególnie z niemowlętami „przeskoczyłam” do uroginekologii?

Mogłabym opowiedzieć 2 historie. Pierwsza zaczęła się na studiach. Miałam zajęcia „fizjoterapia w ginekologii”- jedyne czego się z nich dowiedziałam, to że ćwiczenia są ważne (ale żadnych konkretów) i że najczęściej nic się nie da zrobić. Oczywiście pacjentki mają problem, ale ważniejsze jest, że operacja się udała i że dana osoba chodzi. A że ma nietrzymanie moczu czy wypadanie narządów rodnych, to efekt uboczny. Musi się nauczyć z tym żyć i jedyną opcją jest kolejna operacja. Po takich przejściach nie chciałam pracować w tym temacie.

Zaczęłam pracę z dziećmi, a dodatkowo zostałam Doradcą Noszenia w chuście. I to był przełom. Do dziś pamiętam sytuację młodej mamy, która przez 2h nauki wiązania chusty nie usiadła (dzieko miało już ok 4-5mscy). Gdy już prawie wychodziłam to zapytała czy mogę jej pomóc, ponieważ od porodu nie może siedzieć z bólu kości guzicznej. Od co najmniej 4 miesięcy! Powiedziano jej, że to chwilę potrwa, ale wszystko będzie ok. Nie zajmowałam się jeszcze tym tematem, ale zaczęłam szukać dla niej terapeuty.

Dodatkowo zaczęłam obserwować mamy moich małych pacjentów po ciężkich porodach (cesarka, kleszcze, próżnociąg itp.) i zaczęłam je pytać o samopoczucie po porodzie. Mnóstwo miało bardzo dużo bólowych objawów, nietrzymanie moczu i nie wiedziały, że można coś z tym zrobić. Były instruowane, że tak jest po porodzie.
To było dla mnie dodatkową motywacją, by znaleźć dla nich pomoc.

Druga historia dotyczy mnie. Od zawsze miałam bolesne miesiączkowanie, które „zaleczałam” lekami przeciwbólowymi i rozluźniającymi (od ginekologa usłyszałam, że tylko może mi dać hormony, a jeśli ich nie chcę to mój problem. Lekarz niestety nie widział innej opcji, powoli to się zmienia).

Dodatkowo badanie ginekologiczne u mnie było bardzo bolesne, zaczęłam doszukiwać się problemów w sobie- że to moja wina, że nie umiem się na takim badaniu rozluźnić.
Ale to nie dawało mi spokoju i pierwsze kursy zrobiłam dla siebie, szukając rozwiązania swoich problemów. Potem potoczyło się już lawinowo, różne szkolenia, warsztaty, konferencje.

Okazało się, że moje mięśnie dna miednicy są zbyt mocno napięte i to powoduje duże dolegliwości bólowe np w trakcie badania ginekologicznego czy w trakcie miesiączkowania.

Od kilku miesięcy nie biorę leków przeciwbólowych, ale jeszcze długa praca przede mną. Dzięki swoim doświadczeniom, byłam też w stanie pomóc wielu pacjentkom, które borykają się z podobnymi problemami.